poniedziałek, 14 stycznia 2013

Błyskawiczna sowa breloczkowa

Mężowi gdzieś urwało breloczek od kluczy. Nikt nie wie ani gdzie, ani kiedy. Całe szczęście zdematerializował się tylko breloczek, a klucze ostały się w komplecie. 

No ale jak tu chodzić bez breloczka? Nie, żeby był jakimś gadżeciarzem, ale - jak sam twierdzi - "lubię coś trzymać w ręku jak idę". Jest tylko jeden mały problem: otóż mój mąż jest z tych, co to do sklepu chodzić nie lubią, a na dodatek ciężko mu znaleźć coś, co mu się spodoba. No i drugi problem - córka postanowiła pomóc tatusiowi i zadecydowała, że od teraz jego kluczy ma pilnować... SOWA. I masz babo placek! Miało być łatwiej, a wyszło trudniej. Skąd teraz taką sowę wziąć? Na dodatek w sobotni wieczór, jak wszystko już pozamykane, a do tego i mąż i córa leżą z gorączką w łóżku. Leżą, marudzą i wymyślają...

W końcu zasnęli. I okazało się, że ta cisza natchnęła matkę - sowę można uszyć! Skąd wziąć materiał? Przydały się stare spodnie dresowe tatusia (czarne) i córy (popielate), a do tego jakiś powycierany polar córeczki (czerwony), co to nie jedną przygodę w piaskownicy zaliczył. I jak matka postanowiła, tak zrobiła. Raz dwa machnęła sowę ołówkiem na karteczce, wycięła, przyszpiliła do materiałów z odzysku, wykroiła i zabrała się za szycie. Jaki jest efekt? Widać na zdjęciu :)

Wypełnienie to wsad ze starej poduszki (ten sam, którym wypychałyśmy z Wi gąsienice - są już cztery, ale o tym innym razem - i tęczowego ślimaka). A kółko do breloczka odczepiłam od mężowskich kluczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz